Jak podkład mineralny, to tylko w pudrze? Niekoniecznie! RHEA podkład mineralny w kremie babassu #Natural Light - recenzja
Bardzo lubię podkłady mineralne w pudrze, zwłaszcza w szybkim makijażu na co dzień, kiedy chcę jedynie ujednolicić koloryt mojej cery, ale nie mam zamiaru aplikować brązera, różu i rozświetlacza. Rynek kosmetyków mineralnych jednak się rozrasta i w tej chwili możemy przebierać również wśród podkładów o konsystencji kremowej lub płynnej. Kilka z nich miałam okazję wypróbować, głównie w formie próbek, które wystarczyły mi na raz czy dwa, więc nie będę o nich pisać na blogu. Przez dłuższy czas testowałam natomiast podkład w kremie babassu polskiej marki Rhea i to o nim dzisiaj szerzej opowiem.

Podkład mineralny w kremie babassu Rhea dostępny jest w 8 całkiem udanych kolorach. W moje ręce wpadł odcień Natural Light, który okazał się trochę za ciemny do mojej ekstremalnie jasnej cery. Muszę jednak podkreślić, że mimo wszystko, to kolor naprawdę jasny i dość neutralny, lekko wpadający w ciepłe tony, a ja po prostu jestem strasznie blada ;)

Podkład otrzymujemy w małym eleganckim słoiczku, w którym znajduje się 20 g produktu (u mnie z naklejek wynika co innego, ale ja dostałam egzemplarz do testów, więc to chyba nie jest oficjalna wersja). Możemy także zamówić próbkę. Kosmetyk ma musową, ale gęstą, zbitą i ciężką konsystencję. Co prawda łatwo się nabiera, ale dość trudno się rozsmarowuje. Trzeba rozgrzać go ciepłem dłoni i wtedy aplikuje się bajecznie, jak otulający krem. Najlepiej to robić palcami, ale jak podkład trochę się rozpuści, to gąbeczką czy pędzlem też można go z powodzeniem nałożyć. Fromuła jest specyficzna, ale można się do niej szybko przyzwyczaić.

Podkład kremowy Rhea ma zaskakująco mocne krycie, które mnie osobiście bardzo odpowiada. Nie tworzy plam czy smug, wygląda na skórze naturalnie. Kiedy przeczytałam, że bazą podkładu jest masło babassu, to podeszłam do testów sceptycznie. Spodziewałam się, że kosmetyk ten będzie dla mnie za tłusty, będzie się błyskawicznie wyświecał i warzył. Nic podobnego! Zapewnia piękne satynowo-matowe wykończenie, cera wygląda zdrowo i jest idealnie nawilżona. Wystarczyło go dobrze przypudrować, by stał się całkiem matowy i zaczynał błyszczeć się po takim czasie jak standardowo każdy przeciętny podkład na mojej cerze, czyli po mniej więcej 4 godzinach. U mnie to norma i taki wynik jest dla mnie zadowalający.

Skład na moim testerskim słoiczku się nie zgadza, prawidłowy znajdziecie na stronie producenta. W podkładzie mamy tylko tlenek cynku, dwutlenek tytanu, masło babassu, mikę i tlenki żelaza. Skład jest więc standardowy jak na podkład mineralny. Nie zawiera żadnych zbędnych substancji. Nie ma się do czego przyczepić. Trzeba tylko uważać na jego datę przydatności, bo o ile sypkie minerały można używać bardzo długo (w zasadzie się nie przeterminowują), tak w tym wypadku po kilku miesiącach podkład stężał, jakby zasechł i nie można go już było nałożyć.

Podsumowując, jestem z podkładu mineralnego w kremie babassu marki Rhea bardzo, ale to bardzo zadowolona. Mega pozytywnie mnie zaskoczył! Bałam się tłustości, zupełnie niepotrzebnie. Zdecydowanie go polecam, nawet tłustym cerom. Przy okazji zachęcam do kliknięcia tagu mineral foundation w polu search by tag po prawej stronie, ponieważ tam znajdziecie wszystkie recenzje podkładów mineralnych, jakie do tej pory pojawiły się na blogu :)

Podkład mineralny w kremie babassu oraz wiele innych kosmetyków mineralnych marki Rhea (o dwóch Wam jeszcze opowiem) kupicie na stronie producenta: rhea.com.pl
Follow me